16 trebun 857 rok ery miecza, Sorbahall
Do kapitana Dziewiątego Legionu Karmazynowych Rycerzy!
Kapitanie, człowiek, którego ci dostarczono winny jest podburzania ludu i spiskowania przeciwko Jego Cesarskiej
Mości. Wobec tego jawnego pogwałcenia ogólnego prawa rada miasta
Sorbahall, na terenie którego działał wiadomy więzień
postanowiła, że odpowiednią karą będzie powieszenie skazańca.
Rozkaz ten powinien zostać wykonany niezwłocznie, by uchronić
niewinne dusze, w pełni oddane Naszemu Miłościwemu Cesarzowi przed
zgorszeniem i pokusą złamania prawa. Jeżeli dojdą mnie słuchy,
żeś postąpił inaczej, lub zwlekał z wykonaniem wyroku, możesz
być pewien, kapitanie, że wyciągnę odpowiednie konsekwencje.
Lord Marid, przewodniczący Rady Jego Cesarskiej Mości
Dopilnuj, by skazaniec nie miał okazji do rozmowy z nikim.
Cantris zmiął pergamin zawierający rozkaz i wrzucił do ognia.
Obserwował go, dopóki wiecznie nienasycone płomienie nie pochłonęły
ostatniej litery, nakreślonej ręką lorda Marida. Dopiero wtedy
odważył się podnieść wzrok, który niemal machinalnie spoczął
na zaryglowanych drzwiach z metalowymi umocnieniami.
Od kilku miesięcy Cantris przebywał w Cirre,
nadzorując pracę w więzieniu zgodnie z wolą cesarza. Nadszedł bowiem
czas oczyszczenia, gdy każdy, kto zawadzał władzy, był usuwany – jedni zgładzeni na oczach łaknącego krwi ludu, inni
zasztyletowani w ciemnym zaułku, zostawieni na pastwę gryzoni i
żebraków. W takich chwilach niezbędni byli ludzie oddani, gotowi
na wszystko i umiejący utrzymać język za zębami, ci, którzy nie
budzili podejrzeń.
Kołatanie do drzwi wyrwało Cantrisa z zamyślenia; kilkoma krokami
przemierzył komnatę i odsunął zasuwkę, by zobaczyć młodzika z
czupryną jak siano i twarzą usianą piegami. Był młody i chciał
zdobyć zaszczyty, służąc cesarzowi – wybrał drogę trudną,
acz, jak pokazywał przykład Cantrisa – nie niemożliwą.
- Witaj, Serin – rzekł kapitan, chcąc zaprosić chłopaczka do
komnaty.
Ten jednak zawzięcie pokręcił głową i, z trudem łapiąc oddech,
powiedział:
- Przybył wóz z więźniem, panie.
Te kilka słów wystarczyło kapitanowi, by rozwiać wszelkie
wątpliwości. Chwycił swoją szkarłatną pelerynę i, zarzucając
ją na ramiona, już zbiegał za Serinem po krętych schodach. Ze
zdenerwowania począł przygładzać swoje przydługie, czarne włosy,
które już zaczynały siwieć i, dopiero gdy stanął na dole, splótł
dłonie za plecami i ruszył dostojnym, długim krokiem w kierunku
kamiennej bramy wjazdowej.
Nie zwracał uwagi na kłaniających się w pas parobków i
pozdrawiających go rycerzy – chciał jak najszybciej zobaczyć
człowieka, którego wyprzedziła zła sława. Zdumiał się bardzo,
gdy ujrzał młodego mężczyznę o niezwykle delikatnych rysach
twarzy, ubranego w nie najgorsze jasne szaty i hardo patrzącego w
oczy każdemu rycerzowi.
Cantris zlustrował skazańca wzrokiem, by w chwilę później
zakrzyknąć:
- Do dolnego lochu!
Jego polecenie wykonano natychmiast, ciągnąc za sobą skutego
młodzieńca, którego jasne, przenikliwe oczy nagle straciły swój
blask. Cała sylwetka więźnia zdawała się błagać o łaskę,
której już nikt nie mógł mu udzielić, jedynie do bogów mógł
wznosić swe prośby, chociaż nawet oni zdawali się sprzyjać
cesarzowi i odwracać swe dumne oblicza od jego wrogów.
Cantris patrzył jeszcze przez chwilę na uwijających się
strażników zamykających bramę i na stajennych zajmujących się
końmi, by w końcu odwrócić się i wrócić do swojej
komnaty. Miał zamiar przetrzymać więźnia tę noc o głodzie, by
zaraz z rana poddać go przesłuchaniu.
Ponadto czekały na niego dokumenty znalezione w archiwum, na które wcześniej ledwie
rzucił okiem. Spisane zostały w jednym z wymarłych już języków,
więc Cantris odłożył je, by wrócić do nich w wolnej chwili.
Najpierw jednak musiał napisać do swojego przełożonego, by
wiadomość dotarła jeszcze przed śniadaniem, toteż
chwycił gęsie pióro, umoczył je w atramencie i pochylił się nad
żółtawym pergaminem. Gdy nie mógł znaleźć odpowiednich
słów, sięgnął po kielich z winem, które wydało mu się nieco
zbyt cierpkie.
Z przewróconego kałamarza chlusnął atrament, zacierając litery
nakreślone przez człowieka leżącego na podłodze.
Teo boleśnie upadł na ziemię. W ustach czuł piach, dłonie miał
zakrwawione, a skroń, w którą go uderzono po aresztowaniu, pulsowała bólem. Jęknął, a zawtórował mu dźwięk
przekręcanego w zamku klucza. Spróbował wstać i, chociaż
wszystko go bolało, wyprostował się.
Cuchnęło. Wokół Teo unosił się odór zgnilizny i wilgoci,
któremu towarzyszył smród starego moczu i odchodów. Mężczyzna
odruchowo przesunął się na bok, nie chcąc siadać na ziemi,
chociaż i tak musiał to zrobić prędzej czy później. Bardziej
kierując się zapachem niż wzrokiem dotarł do świeżej słomy
rzuconej pod ścianą i opadł na nią, wykrzywiając usta w
grymasie.
Chciało mu się rzygać, więc przechylił się w lewą stronę i
doczłapał do kąta, gdzie do zapachów królujących w celi, dodał
także smród wymiocin. Otarł spierzchnięte usta dłonią i wrócił
na słomę, podciągając kolana do piersi i obejmując nogi
skostniałymi dłońmi.
Zamknął oczy.
W więzieniu nie było okien, więc Teo nie miał pojęcia, jak długo
spał, jeżeli snem można nazwać dziwne majaki, jakie prześladowały
więźnia.
Dlatego, gdy jaśniejąca postać wpadła do celi w pierwszej chwili
Teo wziął ją za zjawę, za wspomnienie dawnego życia, przez moment
nawet myślał, że już nie żyje.
- Teo! Och, Teo!
Dopiero gdy drobne ramiona zacisnęły się na jego szyi, różane
usta zmiażdżyły mu wargi, a słone łzy spłynęły na błękitny
kaftan, Teo uwierzył, że to co widzi nie jest kolejnym złudzeniem.
Przyciągnął do siebie młodą dziewczynę, by przypomnieć sobie
jej słodki, kwiatowo-drzewny zapach.
- Rakisza – szepnął wzruszony.
- Tak, Teo, to ja. – Popatrzyła mu w oczy, uśmiechając się
poprzez łzy.
- Co ty tu robisz? Jak cię wpuścili?
- Z trudem. – Skrzywiła się. – Przesłuchiwali cię?
- Nie, jeszcze… Nawet jeżeli wezmą mnie na przesłuchanie, to i
tak już wszystko postanowione. Oni wydali na mnie wyrok…
Dziewczyna zamrugała szybko i spuściła wzrok na ubite klepisko. Zaraz
jednak poderwała go z powrotem na twarz Teo – w blasku lampy,
którą przyniosła Rakisza, wydawała się być jeszcze bledsza niż
zwykle.
- Nie – powiedziała hardo dziewczyna, marszcząc brwi. Teo poczuł
dobrze znaną woń siarki i już wiedział, że dziewczyna jest
wściekła.
Jednak, nawet jeśli bardzo chciała, nie mogła nic zrobić, by
pomóc więźniowi. Zwłaszcza gdy ten był niewinny.
Teo pojmano znienacka, gdy wykonywał swoje zadanie w jednej z
ciemnych i obskurnych uliczek, do których zwykle nikt się nie
zapuszczał. Nie zdążył nawet wymówić najprostszego zaklęcia,
kiedy ogłuszono go i wciągnięto na wóz. Gdy się ocknął,
powiedziano mu, że jest zdrajcą, który sprzeciwił się cesarzowi
i poniesie odpowiednią karę.
Każda walka wymaga ofiar, Teo doskonale to rozumiał i ani myślał
wycofywać się z raz złożonej obietnicy.
I będę czekał ich powrotu do kresu swych dni, służąc wiernie
krwią swoją krwi bogów, a gdy nadejdą, im służyć będę, by
przywrócić dawny ład. Jeśli umrzeć mi przyjdzie dla nich, umrę
z dumą.
- Rakiszo – wychrypiał, kładąc obolałą dłoń na jej policzku.
Dziewczyna wtuliła się w nią, przymykając oczy, by ukryć cisnące
się łzy. Chciał, by zrozumiała, że chociaż to koniec,
to on się nie boi. – Zawsze będę cię kochał, Rakiszo.
Pocałowała go żarliwie słonymi od łez ustami, a on objął ją w
pasie tak, jak zwykł to robić dawniej. Oboje starali się
zapamiętać tę chwilę, jednym pocałunkiem wyznawali sobie miłość,
której nigdy nie ubrali w słowa. To było pożegnanie.
Rakisza odsunęła się powoli i patrząc mu głęboko w oczy, powiedziała:
- Pomszczę cię.
Lampa zgasła.
Egzekucję zaplanowano na poranek, toteż robotnicy uwijali się jak
w ukropie, by zdążyć wybudować szubienicę. Konstrukcja już
stała, gdy zapiał kur, toteż bez większej zwłoki przyprowadzono
skazańca.
Motłoch wył i wyklinał młodzieńca odzianego w błękit, który
szedł spokojnie przed siebie, nie rozglądając się na boki. Kilku
chłopców rzuciło w niego kamieniami, pokrzykując przy tym wesoło,
a w ich ślady poszli niektórzy dorośli. Strażnicy niezbyt się
spieszyli, by uspokoić tłum i dopiero gdy więzień został ranny
w głowę, okiełznali widzów.
Nikt nie widział kapitana Cantrisa, który zamknął się w swojej
komnacie i nie raczył zjawić się na widowisku, zajmując się
naglącymi sprawami więzienia, przyjmując kolejne rozkazy i
rozsyłając gońców.
Teo wspiął się na podwyższenie, czemu towarzyszył radosny okrzyk
tłumu, który na chwilę zmienił się w jedną, szaro-burą,
cuchnącą istotę żądną krwi. Nikt nie dbał o sprawiedliwość,
ludzie pragnęli widowiska.
Niektórzy robili zakłady czy skazaniec złamie sobie kark, czy też
będzie się dusił powoli, aż spuchnie mu język, a oczy nienaturalnie się powiększą. Wszyscy woleli, by się udusił – wtedy egzekucja trwałaby
dłużej, a nikomu nie spieszyło się do pracy, zwłaszcza jeżeli
wieszano wroga cesarza. Praktycznie każdy, kto wrzeszczał wśród
tłumu, mógł skończyć tak samo, jednak ci ludzie byli zbyt
przerażeni, by bronić swoich braci, ojców, mężów, sióstr, żon czy matek. Każdy umierał sam.
Gdy założono pętlę na szyi młodzieńca. na placu zapadła cisza.
Trwało to tylko chwilę, bo gdy potężna sylwetka kata odwróciła
się w stronę tłumu, zawrzało.
- Śmierć! Śmierć! Śmierć!
Echo głosów docierało nawet do więzienia Cirre, leżącego
nieopodal i zdawało się trząść budowlą w posadach. Serin biegł
po kamiennych schodach co sił, oddychając ciężko. Gdy dopadł
drzwi do komnaty kapitana, zaklął tak, jak nigdy nie odważyłby
się przy swoich przełożonych – drzwi były zamknięte.
Naparł na nie całym ciałem i pchnął, a blokada ustąpiła
natychmiast. Okrzyk zwycięstwa zamienił się w okrzyk grozy, gdy
wzrok Serina padł na bezwładne ciało kapitana leżące na
podłodze.
Z ust toczyła się piana.
Z ust toczyła się piana.
Lord Marid Teilascome, przewodniczący Rady Jego Cesarskiej Mości
zjechał na egzekucję na czas. Z końskiego grzbietu obserwował, jak
w oddali skazaniec rzucał się, by uniknąć stryczka. Zdzielono go w brzuch, tak, iż zgiął się w pół - już nie walczył. Na dany przez kata znak, wóz ruszył, pozbawiając skazańca oparcia. Lina się naprężyła, kark pękł z trzaskiem, ktoś z tłumu jęknął.
Marid uśmiechnął się pod nosem, a jego biała klacz zaczęła
niespokojnie strzyc uszami i drobić w miejscu – nie lubiła tłumów
ani egzekucji. Mężczyzna poklepał ją uspokajająco po szyi i
skręcił w pustą ulicę, odprawiając swoich ludzi.
Lord był potężnym człowiekiem, nawet gdy zsiadł z konia, jego
postawna sylwetka onieśmielała. Tego dnia nie musiał się kryć ze
swym bogactwem, przywdziewając purpurowe szaty, ozdabiane złotem i
drogimi kamieniami. Jego szeroki kapelusz przysłaniał brązowe,
starannie ułożone loki, a pomarańczowe pióro ozdabiające
nakrycie głowy powiewało lekko, gdy Marid wchodził po stopniach do
budynku przystrojonego kwiatami.
Dojrzała, siwiejąca już kobieta czekała i, gdy tylko go ujrzała,
natychmiast zaprowadziła lorda do podłużnej izby. Tam, pośród
wszechobecnych kwiatów, których zapach nieco oszałamiał, stały w
rzędzie młode, ładne dziewczęta.
Kobieta uśmiechnęła się do lorda Marida i wskazując ręką na
dziewczyny, powiedziała:
- Wszystkie one są dla mnie jak córki, panie. Wybierz tę, która
ci się podoba, a ja zapewniam, że nie będziesz żałował.
Mężczyzna przyglądał się uważnie każdej z dziewcząt,
oceniając je i niemal natychmiast odrzucając. Wszystkie wydawały
mu się zbyt pospolite, zwyczajne i nudne. Dopiero po chwili zauważył
ognistowłosą dziewczynę skrytą między ponętną blondynką i
wysoką brunetką z żółtą wstążką we włosach.
- Jak ci na imię? – zapytał, mierząc ją wzrokiem. Była drobna,
niewysoka, ale piersi pod dopasowaną suknią miała wyjątkowo
bujne. W dodatku w jej wyglądzie było coś dzikiego i tajemniczego,
Marid nie do końca wiedział czy to przez jej rude loki, czy zielone
jak mech czujne oczy, czy przez sercowatą twarz usianą piegami, ale
było w niej coś, co go przyciągało. Zdawała się zupełnie
inna niż wszystkie nierządnice z jakimi do tej pory obcował, urodę
miała jakąś szczególną.
- Rakisza, panie – odparła, patrząc mu w oczy, jakby rzucała
wyzwanie.
- Poprowadzisz mnie? – Lord Marid wyciągnął rękę, którą
dziewczyna niespiesznie ujęła.
Gdy dotarli do ciemnej alkowy, w której unosił się nieodzowny
zapach kwiatów, Rakisza zamknęła szczelnie drzwi. Marid śledził
ją łakomym wzrokiem, zastanawiając się ciągle, co takiego
wyróżnia ją od innych nierządnic.
- Co sprawia, że jesteś taka? – zapytał, nie mogąc się
powstrzymać.
- Jaka? – zdziwiła się ognistowłosa, odwracając się szybko
tak, że jej włosy musnęły twarz mężczyzny. Wciągnął jej
słodki zapach, który kojarzył mu się z soczystą wonią drzewa. A
może to był jakiś nieznany mu kwiat?
- Inna niż wszystkie kobiety – powiedział cicho, nie odrywając
wzroku od jej sylwetki.
- Och. – Uśmiechnęła się lekko, sięgając dłońmi za plecy,
jakby chciała rozwiązać suknię. – Jestem Rakisza. –
Przysunęła się, a on odruchowo postąpił krok do tyłu.
- Tak, wiem – mruknął, okręcając kosmyk jej włosów na palcu.
Dziewczyna rozpięła mu koszulę i położyła dłoń na piersi,
uśmiechając się, gdy poczuła przyspieszone bicie serca. Marid
chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ognistowłosa pocałowała go
mocno i oboje opadli na łoże. Lord przyciągał do siebie
dziewczynę, ale ona ciągle się wyginała. Jej słodki zapach
drzewny zdawał się zmieniać w ostrą woń siarki. Zanim jednak
Marid zdążył zrobić cokolwiek, położyła prawą dłoń na
ustach lorda. Siedziała na nim okrakiem, a rude włosy spływały
kaskadą po ich ciałach.
Rakisza odsunęła się nagle, jedną rękę wciąż trzymając z
tyłu, najpewniej podtrzymując suknię, jakby się wstydziła swojej
nagości.
Dziewczyna uniosła lewą dłoń, którą do tej pory chowała za
plecami i błysnęła chłodna stal sztyletu.
- I jestem tu po to, by cię zabić.
Ręka Rakiszy opadła.
Zręczne przejście pomiędzy pierwszą a drugą sceną - pod koniec pierwszej kapitan upada, a już na początku drugiej piszesz o zderzeniu się więźnia z podłogą. Pochwalam!
OdpowiedzUsuńWyłapałam trochę braków przecinkowych, szczególnie w miejscach, gdzie postanowiłaś wstawić wtrącenie, ale nie były to jakoś bardzo znaczne błędy. Zostawiam tę pracę Nomidzie xD
"smród starego moczu i kału" - sądzę, że stary mocz śmierdzi równie nieprzyjemnie, co świeży, więc właściwie, co to za różnica? Przy okazji, zawsze możesz to nazwać "fekaliami" albo "ekskrementami" c:
Yyy... więzień specjalnie pochylił się nad gównem, żeby nie rzygać w innych miejscach. Ja bym się, szczerze mówiąc, nawet nie zbliżała do tamtego kąta... Zważywszy chociażby na to, że kiedy rzygasz, to się pochylasz, a pochylać się nad gównem... Fuj.
Kilka razy przewinęło się masło maślane (na przykład w ostatnim zdaniu), ale to - i pozostałe drobne błędy - już Ci wypisałam na gg :)
Tak mnie zastanawia pewna rzecz - pozwolili skazańcowi założyć na egzekucję błękitne szaty? To trochę zaskakujące, zazwyczaj zabierają skazańcom cały dobytek - jaki miał przy sobie (po czym najczęściej go palą) - i dają łachmany.
Ostatnia wypowiedź Rakiszy wydaje mi się trochę teatralna :< W tym czasie facet miałby jeszcze sekundę na zareagowanie - chwycenie jej za rękę czy coś. Myślę, że to lepiej by wypadło, gdyby dziewczyna zabiła go "po cichu".
Prolog wypadł, moim zdaniem, lepiej niż wcześniej. Poprawił Ci się styl, to raz, a dwa - intryguje mnie ten rozwój wypadków. Jak obiecałam, będę czytała jeszcze raz. Przycisnę Cię, żebyś już po raz enty nie pisała wszystkiego od nowa |D'
Pozdrawiam,
Jedyne co przeszło mi przez myśl gdy tu weszłam: łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii... :D
OdpowiedzUsuńTak, wiem, jestem głupia ;p No cóż, musisz to jakoś wytrzymać xD
Mówiłam Ci tysiące razy, że Cię kocham, że Twój styl jest magiczny i tajemniczy. I nadal tak twierdze. I choćbyś nie wiem jak starała się zmienić tą historię, dla mnie i tak będzie równie cudowna jak wcześniej. No, ale przynajmniej jest dłuższe, a to się chwali, młoda damo.
Wiesz również, że nie umiem szukać błędów ani pisać długich komentarzy, bo jestem tak upojona czarem Twego dzieła, że słowa nie chcą spływać na klawiaturę. Tak więc, jeśli Ty uważasz, że ja dobrze piszę to wyobraź sobie, że czuję to samo. Tylko milion razy bardziej <3
Tylko poprawiaj to szybciej, bo to jest moje ukochane opowiadanie. To tak jakbym dostała książkę znakomitego autora (Rick Riordan?), ale rozdzieloną rozdziałami na kilka drobniutkich książeczek. I wyobraź sobie, że mam szlaban i czekam, aż rodzice łaskawie oddadzą mi kolejny rozdział. A potem wszystko się powtarza. I tak samo czekam na Twoje historie (Joanna w przygotowaniu, c'nie?), bo cenie je na równi z moimi ulubionymi książkami.
Powodzenia w poprawianiu,
Riva :*
Także no tego :D już czytane, podobało mi się, jeśli chodzi o fabułę to widzę, że spora zmiana zaszła. Jestem ciekawa, jak to dalej rozwiniesz :) Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńJak już wcześniej mówiłam; początek bardzo w Twoim stylu. List do kapitana, choć jak dla mnie, wstępnego czytelnika, który nie wie co się za chwilę stanie, było to zwykłe zawiadomienie o spisku i zniesławieniu, a mimo to ujęty niezwykle precyzyjnie. Swoją drogą, podoba mi się to w jak swoisty sposób opisujesz postacie na przykład, idąc po kolei; Serina. I same komplementy. Same komplementy... Za dobrze masz, albo po prostu praca plus talent cechuje Twoją skromną osobę. Wybacz, wyrosłam z komentarzy w stylu; ,,JezAllaBoziuniu jakież to cudowne", ale tak mniej więcej myślę. Dalej? Cóż za ekscytacja z mojej strony... I jak widać jest kim. To harde spojrzenie mnie oczarowało, ale zdaje się, że tylko przez chwilę. Później, czyli w więzieniu, wszystko potoczyło się znacznie brutalnej. Ale po co mam streszczać? Opracowań dla pozerów nie piszę, więc ewentualnie na gadu, ale to bez sensu, bo żadnych zastrzeżeń nie mam. A i jeszcze... Końcówka była bajeczna *.*
OdpowiedzUsuńLubię, gdy kogoś ścinają.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj ! Na początku wybacz małe spóźnienie, ale byłam trochę zajęta i dopiero teraz nadrabiam zaległości . Moja pierwsza myśl: ojej, Ona naprawdę wróciła ! Witam z powrotem i przechodzę do konkretów . Prolog oczywiście świetny . List na początku był intrygujący, a scena z otruciem mężczyzny - cudowna . Później opis egzekucji i zemsty, która wywarła na mnie wielkie wrażenie . Bardzo podoba mi się, że nie piszesz nic w stylu "a następnie umarł", ale "(...) litery nakreślone przez człowieka leżącego na podłodze" albo "Ręka Rakiszy opadła" - to też jest intrygujące . Cóż jeszcze mam powiedzieć ? Jak zwykle same pozytywy, więc życzę weny i serdecznie pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Cudowny szablon .
P.S. 2. Informujesz o NN ? Jeśli nie, to w porządku, mam Cię już w "Obserwowanych" ;]
[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
Zostałaś nominowana do Liebster Awards ! Zapraszamy na: http://odglosy-nocy.blogspot.com/2013/05/liebster-blog-award-d.html
OdpowiedzUsuńWybacz błąd, już poprawiony ! Pozdrawiam serdecznie ;)
Usuń[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
Moore! Wróciłaś! I t z nowym szablonem! Piękny jest, bardzo klimatyczny. <3 Widzę, że znowu zaczynasz od nowa. Cóż, rób co chcesz, mnie i tak będzie się podobać. x3
OdpowiedzUsuńO Twym wyjątkowym, tajemniczym, niepowtarzalnym stylu już Ci mówiłam z tysiąc razy, więc nie będę się powtarzać. Akcja dynamiczna, ładne przechodzenie ze sceny na scenę. Jestem ciekawa, czym tym razem przyprawisz swą niebanalną opowieść, i nie mogę się doczekać następnych części.
Pozdrawiam i miłych wakacji życzę,
Ris
Moore, zostałaś nominowana do Liebster Award przez Dybuka z Drżących Wysp :D
OdpowiedzUsuńI oto kolejna wersja tej historii! Ale przynajmniej wróciłaś :D
OdpowiedzUsuńPrzejścia ze sceny na scenę wyszły ci świetnie! Masz wielki, pisarski talent! Ja też tak chcę pisać! I mieć tak cudowne pomysły.
Oczywiście prolog jest niesamowity, dynamiczny i intrygujący. Wiesz doskonale jak zachęcić czytelnika do dalszej lektury :)
Uh, uwielbiam jak w opowiadaniach giną ludzie <3 Tym bardziej spodobał mi się ten prolog :)
Pozdrawiam cię i mnóstwa weny życzę! I rozdziałów takich, jak ten prolog, tylko dłuższych ;P
[ http://lost--life.blogspot.com/ ]
P.S. Powiem ci w sekrecie, że mamy taką samą betę. Nomida jest niezastąpiona
Hwæt!
OdpowiedzUsuńTrafiłem na tego bloga dziwnymi ścieżkami blogosfery, podglądając cudze profile i biegając po katalogach. Mam nadzieję, że zagoszczę na dłużej, bo historia zapowiada się smakowicie ;) .
Masz niezwykle lekkie pióro, że pozwolę sobie użyć szkolnego slangu. Przez tekst przestrzeliłem się jak rozgrzany nóż przez kostkę masła, a to bardzo dobry znak. Masz wyrobiony, dokładny styl, oszczędzający na rozbudowanych opisach. Podoba mi się świat przedstawiony, a raczej tyle, ile go zdołałem wyczytać między wierszami i bezpośrednio w prologu. Mam właściwie tylko jeden zarzut - wszystkie dialogi są pisane tak, jakby były wypowiadane przez tę samą osobę. Wiem, że może jest na to za wcześnie, ale jednak przydałoby się nieco bardziej zróżnicować wypowiedzi w zależności od tego, kto je wypowiada. Nie rzuciły mi się w oczy żadne błędy, a to dobrze (za drugim razem wychwyciłem kilka powtórzeń oraz niepoprawnie wstawiony przecinek po literze „i”) - nie wiem ile w tym zasługi Twojej bety, ale robi dobrą robotę ^^ .
Cóż mogę dodać? Prolog spełnił swoje zadanie, jestem ciekaw w jakim punkcie fabułę podejmą następne rozdziały. Mam też radę: widzę, że zamieściłaś podstrony z encyklopedycznym opisem świata. Postaraj się pisać tak, jakby ich nie było - nie każdy musi do nich zaglądać. Może udzielam tej wskazówki bez potrzeby, ale z dobrego serca :) !
Kończąc zapraszam też do siebie (http://krolestwo-bez-kresow.blogspot.com - dopiero zaczynam, proszę o wyrozumiałość ;) ), a Twój blog ląduje w Obserwowanych.
PS. W zielonym tle treści postów są jakieś dziwne artefakty, ale to może moje problemy z wyświetlaniem.
nie niemożliwą - takie podwójne 'nie' może być trochę kłopotliwe do wymówienia. Może lepiej brzmiałoby wcale niemożliwa albo coś w tym stylu.
OdpowiedzUsuńChciało mu się rzygać - nie za mocne słowa?
Szczerze jakoś nigdy nie miałem okazji przeczytać początku Twojej opowieści, więc nie wiem na ile ten tekst różni się od poprzednich. Niemniej przypadł mi do gustu.
Podobało mi się przejście między poszczególnymi scenami. Akcję utrzymałaś na całkiem dobrym poziomie. No i nie popełniłaś tego samego błędu w scenie wieszania, co ja. Ogromny szacunek.
Nie do końca rozumiem, dlaczego Raksza co jakiś czas trąci siarką. Spodziewałem się, że dziewczyna to jakiś majak senny - efekt wyobraźni, że Teo tak naprawdę rozmawia cały czas z Cantrisem. Spodziewałem się również, że tajemniczym więźniem będzie Damir - ale to pierwsze moje wrażenie.
Podobał mi się tekst pisany kursywą, miał w sobie to coś.
widzę, że stworzyłaś nowe miesiące, trochę jak za czasów rewolucji francuskiej. O i także u Ciebie występuje era miecza.
Wybacz za tak chaotyczny komentarz. Nie wiem, czy cokolwiek zrozumiałaś. Chciałem jedynie dodać, że cieszę się z Twojego powrotu. Warto było czekać. Tekst Ci się udał, nie ma co.
Ja również zacząłem historię na nowo. Co prawda w dalszym ciągu kontynuuję opowieść, ale w międzyczasie poprawiam stare notki. Jeśli nie znudził Ci się mój dziwaczny świat, zapraszam. póki co mam jedynie coś na wzór prologu, ale zapraszam mimo to, jeśli nie masz nic przeciwko.
Na zakończenie przepraszam, że dopiero tak późno.
Oj, trafiłam tutaj przypadkiem, ale urzekł mnie szablon, oczywiście w wykonaniu załogi z Zaczarowanych. Pomyślałam - burza jest, nie mam co robić, przeczytam! I uwierz, nie żałuję. Chciałabym już resztę rozdziałów nadrobić, ale nie mam dostępu, chyba dlatego, że poprawiasz resztę. Spokojnie poczekam, ale będę zaglądała tutaj z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńZacznę od początku, iż fajny pomysł miałaś z listem do kapitana, chociaż prócz zdrady więźnia nic nie zostało napisane, to mnie ciekawi czy jednak był zwykłym mężczyzną, który naprawdę nic nie przeskrobał, czy jednak Tao coś miał na sumieniu. Jednakże przecież w więzieniu wspominał, że jest niewinny! Och, czary! czary będą u Ciebie jak miło! Bardzo fajnie przedstawiłaś pożegnanie Tao z Rakiszą, widać także ich wielką miłość, niestety z nieszczęśliwym zakończeniem. Ale, na jaja Elui, Rakisza serio prostytutką była? Czy tylko wkręciła się, by zabić tego niegodziwego mężczyznę? I bardzo dobrze, że go zadźga! Oby, bo w sumie upuściła rękę z nożem, ale rosły mężczyzna przecież mógłby ją bez trudu pokonać, prawda? Jeszcze tylko kilka słów o kapitanie! Wydawało mi się, że na początku juz wspomniałaś, iż upadł na podłogę ( jak chciał pisać list , a atrament rozlał się na podłogę obok kapitana ) i potem, jak ten chłopczyk wparował do niego, i kapitan też leżał. Moze to moje niedopatrzenie, za co z góry przepraszam:)
Ogólnie mówiąc - początek mnie zaciekawił, naprawdę fajnie się czytało. Masz łatwy styl, szybko przebrnąć można przez treść, słownictwo bardzo rozbudowane, a na dodatek opisy są tak wiarygodne, że potrafię wszystko sobie wyobrazić! Super, oby tak dalej i jeszcze lepiej:)
Pozdrawiam, lecę zapisać się do powiadamianych i o:)
Katte.