piątek, 5 lipca 2013

Rozdział I Brudna Krew


 - Oddaj mi ją! – pisnęła mała, niezwykle drobna dziewczynka o czerwonej twarzy. Jasne włosy miała zaplecione w mysi ogonek, który ledwie sięgał ramion.
Zatrzymała się pośrodku drogi, marszcząc brwi i zaciskając śmiesznie piąstki. Była zła, bo wysoki, piegowaty chłopiec zabrał jej szmacianą lalkę, którą dostała od siostry. Nazywała się Królewną i dbała o nią najlepiej jak mogła, bo wiedziała, że drugiej takiej zabawki nie dostanie nigdy. Siostrę owej dziewczynki zabrała choroba, co boleśnie odbiło się na całej rodzinie. Było ich w sumie pięcioro (nie licząc nieboszczki): Bridge, która miała sześć lat, dziesięcioletni Deris, mały Jot i rodzice.
Dziewczynka warknęła na brata jak pies, a gdy Deris zbliżył się do niej – machnęła ręką na oślep, uderzając chłopca w twarz.
- Aua, wiedźmo! – jęknął i kopnął siostrę w łydkę tak, że ta upadła na ziemię. W chwilę później obok niej leżała szmaciana Królewna, a Deris biegł do rodziców, którzy dopiero wyłaniali się zza zakrętu, by im się poskarżyć.
- Dalej, tchórzu – syknęła za nim Bridge, rozmasowując nogę.
Dziewczynka podniosła z czułością swoją lalkę i przygładziła jej sterczące włosy, uśmiechając się blado. Następnie wcisnęła zabawkę za pas i, słysząc wołanie matki, pobiegła w stronę rodziców.
Mały Jot cały czas się ślinił i miał głupi wyraz twarzy. Wyglądał tak zawsze, nawet gdy spał i Bridge nie rozumiała, dlaczego rodzice go zatrzymali. Kiedyś siostra też miała dziecko, ale nie spodobało jej się i po prostu zniknęło. Czasami Bridge prosiła bogów, żeby Jot też zniknął i wiedziała, że matka też się o to modliła. Chociaż innymi słowami, to jednak o to samo - też nie chciała Jota. Były takie dni, kiedy go kochali – wtedy matka się śmiała, a ojciec mówił, że jego najmłodszy syn wyrośnie na wielkiego wojownika. Nawet Bridge i Deris się cieszyli, zwłaszcza gdy matka pozwalała im zjeść trochę miodu.
Ale częściej go nienawidzili. Rodzice dobrze udawali, ale przecież gdyby kochali Jota, to nie szliby do świątyni, by się pozbyć chłopca. Bridge wiedziała o tym, bo podsłuchała, jak ojciec mówił matce, że nie zdoła utrzymać ich wszystkich przez zimę i jeżeli nie oddadzą Jota, to będą musieli poderżnąć sobie gardła. Matka płakała.
Bridge potem jeszcze długo leżała i zastanawiała się, czy bardziej boli poderżnięcie gardła, czy śmierć z głodu. W końcu jednak stwierdziła, że każda śmierć boli i zaczęła prosić bogów, by matka zgodziła się z ojcem.
- Bridge, przeproś brata – powiedziała cicho matka. Zawsze mówiła cicho tak, że niekiedy trudno było ją zrozumieć. Była słaba, zwłaszcza gdy się ochładzało.
- On zabrał mi lalkę – odparła twardo dziewczynka, spoglądając z ukosa na brata.
- A ona mnie uderzyła!
- On mnie kopnął!
- Głupia jędza!
- Tchórzliwy wieprz!
- Dosyć!
Ojciec zmierzył rodzeństwo surowym spojrzeniem. Zawsze to on przywracał ład i porządek, gdy Bridge i Deris się kłócili, matka tylko patrzyła i dużo płakała. Chyba nigdy nie chciała poślubić ojca, ale nie miała wyboru.
- Przestańcie się kłócić, bo oddam was bogom – powiedział i piski natychmiast ucichły.
Nikt nie chciał iść na służbę do bogów ani tych starych, ani nowych. Kiedyś z każdej rodziny szła przynajmniej jedna kobieta, zwłaszcza gdy rodziło się dużo dzieci. Ale to było jeszcze w starych czasach, gdy nie budowano ogromnych świątyń z kamienia, gdy nie oszukiwano samych siebie, by przeżyć. Bridge żałowała, że nie żyła w tamtych wiekach – mogłaby tańczyć i śpiewać ku chwale bogów, a nie siedzieć w zimnym budynku i mamrotać niezrozumiałe formułki.
Gdyby nowi bogowie wysłuchiwali próśb ludzi, nie byłoby cesarza, pomyślała Bridge i spuściła kornie wzrok.


*

Srebrny gryf zatoczył kolejne koło nad wieżycą zamku pod czujnym okiem swego pana, by w końcu łagodnie opaść w dół z cichym szelestem długich piór, mieniących się w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Złocista tarcza wydawała się na wyciągnięcie ręki, choć w rzeczywistości tonęła wiele mil dalej, w chłodnej toni Wielkiej Wody.
Cesarz miał wzrok utkwiony w horyzont, czoło zmarszczone, a usta zaciśnięte. Ilekroć obserwował zachód słońca, czuł, że nie jest tak potężny, za jakiego wszyscy go mieli. Podobnie jak nie potrafił pochwycić Galis*, tak nie mógł mienić się panem wszelkich ziem.
Podporządkował sobie wschód, pokłonił mu się Surgh V z Królestwa Tilumar, król Lomer z Alarii, a nawet Indus – surowy władca Ristii. Samotnymi Wyspami się nie martwił – północ jadła z ręki Lomerowi, który trzymał w szachu korsarzy i rozbójników skrytych wśród rozległych wód. Ale to południe... To przeklęte południe! Mifret, wielka kopalnia Eyi, w której panoszyli się orkowie, Kalurdun spółkujący z Saurem – trzy kraje opierające się woli cesarza. I buntownicy... schowali się jak szczury w swoich norach na ziemiach niczyich i napadają na straże cesarskie, zgarniają ziemię, a na dodatek mnożą się bez ustanku, zalewając Eyę swoją plugawą krwią.
- Południowe skurwysyny!
Przekleństwo samo wypłynęło z ust cesarza, nawet nie wiedział kiedy. Gryf skrzywił się, unosząc lwią łapę do góry, jakby chciał upomnieć swojego pana. Ten westchnął ciężko i oparł się o blankę, podziwiając ostatnie pomarańczowe błyski zmieszane z błękitną szarością nieba.
- Ludzie nie wierzą.
Cesarz Ossan nie odwrócił się, poznając maga nie tyle po głosie, co po tonie. Czarodziej nigdy nie tytułował swego pana nie dlatego, że go nie szanował, lecz znał Ossana od dziecka i traktował wciąż jak podrostka, chociaż władca Cesarstwa Emmural miał już ponad pięćdziesiąt lat. Cesarzowi to jednak nie przeszkadzało, gdyż cenił sobie zdanie maga bardziej niż kogokolwiek innego.
- Daruj, ale to nie mój problem – rzekł ozięble Ossan, mierzwiąc gryfowi lwią grzywę. – Mam władzę nad ich ciałami, nie nad duszami.
- Jest twój tak, jak twój jest lud. Nie możesz dopuścić do podziału. – Mag zmarszczył ciemne, krzaczaste brwi.
Cesarz odwrócił się na te słowa. Znajoma wysoka sylwetka maga wydała mu się nieco przygarbiona, jakby brzemię spoczywające na jego barkach nagle stało się zbyt ciężkie. Gęste, czarne włosy mężczyzny opadały na ramiona, zlewając się z ciemną peleryną, pospiesznie zarzuconą na ramiona. Wydawać by się mogło, iż czarodziej jest młodym mężczyzną i tak naprawdę o podeszłym wieku świadczyły jedynie troski i zmartwienia, które wyryły się na twarzy pod postacią głębokich zmarszczek. Były jeszcze oczy – duże i ciemne niczym dwie głębokie studnie. Nawet Ossan czuł przed nimi lęk.
- Lud zawsze będzie podzielony. – Cesarz chciał mieć ostatnie słowo.
- Tak, jak jego władcy – mruknął mag, a gryf Ossana wydał gardłowy dźwięk ni to oburzenia, ni aprobaty.
Powiał wiatr i cesarz musiał odgarnąć z twarzy swoje złociste włosy, spoglądając ponuro w stronę maga. Ten stał niewzruszony, ściskając w dłoni ciemny kostur pokryty runicznymi symbolami i patrzył gdzieś ponad ramionami władcy.
- Obawiam się, że to nie wystarczy, nie tym razem, Złoty Gryfie... - Mag zwykł tak nazywać Ossana, gdy ten był jeszcze dzieckiem. Cesarz nie sądził, iż czarodziej pamięta stary przydomek.
Złotowłosy mężczyzna spojrzał na prawdziwego gryfa, czającego się nieopodal wieży. Wielką cenę przyjdzie nam zapłacić za to, czego pragniemy, pomyślał, zanim przemówił.
- Zostałem całkiem sam, Radenosie... Mam doradców, którzy, gdyby tylko mogli, wbiliby mi nóż w plecy. Kto wie, czy właśnie teraz tego nie planują? Mam władzę w świecie, który nie istnieje, wszystko wydaje mi się iluzją. Jest tak... nieosiągalne. Mam ziemie, które pogrążają się w chaosie, a ja nic nie mogę z tym zrobić. Mam wrogów, których stale przybywa... Moi ojcowie wyznaczyli mi trudne zadanie.
- Masz jeszcze żonę – przypomniał Radenos.
Cesarz odwrócił się od maga i po raz kolejny spojrzał na horyzont.
- Tak, mam żonę. Mam żonę, która nie może mi dać dziedzica, żonę, która jest mi obca, żonę, której nie mogę pokochać. Nie mam serca, Radenosie. - Ossan zacisnął dłonie w pieści, ale nie spojrzał na maga, nie potrafił się na to zdobyć.
- Khasili negt rutis barre... ** - powiedział cicho starzec.
Srebrzysty gryf podszedł do swojego pana i musnął dziobem jego lewą dłoń, wydając głuchy, gardłowy dźwięk. Ossan pogłaskał zwierzę, z niezmienną obojętnością wpatrując się przed siebie.
- Eri dail et matre tarre. ***


* Słońce – nazywano je tak w czasach starych bogów, w niektórych rejonach ta nazwa przetrwała do tej pory;
** Cesarz nie potrzebuje serca;
*** Ale dobrze, by je miał... - przysłowie ludowe;


*

Chłód bijący od posadzki sprawiał, że klęczącymi, jasnymi postaciami raz po raz wstrząsały dreszcze. Czerwony księżyc, będący niekiedy zapowiedzią rozlewu krwi, otulał swą złowróżbną poświatą uśpioną Valadię, pełną krętych uliczek i prostych domów. Zaglądał nawet do świątyni, leżącej na pograniczu lasu otaczającego gościniec, by dostrzec to, czego nie mógł ujrzeć żaden człowiek – magię.
Czaiła się w kącie, uśpiona, lecz gotowa, by w każdej chwili zadziałać. Podobnie jak krwisty księżyc, obserwowała zręczne ludzkie dłonie, które to opadały, to wznosiły się łagodnym łukiem ku sklepieniu. Tam, niedostrzeżony przez tuzin klęczących dziewcząt, płonął ogień. Jasny, złowróżbny i nieujarzmiony, dziki ogień bogów.
- Znacie swą rolę, kapłanki. - Niska i posępna kobieta wystąpiła z cienia i ukazała kwadratową, ponurą twarz. Łypnęła na młode dziewczyny swoimi burymi oczami i odchrząknęła. - Ogień naznaczy jedną z was – nie jest to powód do chluby, ale też nie do wstydu. Będzie tak, jak zażyczą sobie bogowie...
Nikt nie syknął na te słowa, bo też nikt nie widział powodu. Wiara w Jedynego nadeszła stosunkowo niedawno, do tej pory walczono z wielobóstwem. Co prawda nie tak otwarcie, jak za panowania cesarza Kannusa Pobożnego, lecz nie oznacza to, że nie równie brutalnie. Często jednak mówiono o Jedynym w liczbie mnogiej, myśląc o dawnych czasach, które mimo wszystko wydawały się lepsze od obecnych, jakby ludzie w głębi duszy chcieli do nich wrócić.
Syk pnących się coraz wyżej płomieni rozbrzmiał w kamiennej sali tak głośno, jakby zadęto w surmy, ostra woń dymu wdarła się do płuc, nie dając zapomnieć o niszczycielskiej mocy ognia.
I nagle szum, przypominający trzepot skrzydeł orła, wzbijającego się do lotu; szum, któremu towarzyszył blask. Dziewczęta nie odważyły się spojrzeć do góry, trwały w bezruchu, klęcząc na zimnym kamieniu z kornie spuszczonymi głowami. Ich białe suknie spływały po popielatej posadzce niczym spieniona woda wśród skał. Dokonało się.
Nie podnosząc wzroku, kapłanki opuściły salę, przemykając za przysadzistą kobietą, której zadanie zostało już wypełnione. Odczuwały ulgę, że to nie na nie padł wybór, bowiem kto raz został wybrany przez bogów, wiecznie musiał dźwigać brzemię.
Została tylko jedna, niepozorna dziewczyna. Była starsza niż pozostałe kapłanki i górowała nad większością z nich. Twarz zasłaniały jej ciemne, niemal czarne włosy, wijące się wzdłuż ciała. Gdy je odgarnęła drżącymi ze strachu dłońmi i spojrzała do góry niebiesko-zielonymi oczami, ukazała nieco chmurne oblicze. Była blada, przez co usta wydawały się zbyt wyraźnie zarysowane, jakby malarz pochopnie zaznaczył łuki warg. Przez jej oblicze przemknął strach, zdumienie, aż w końcu pojawiła się bezbarwna rezygnacja.
- Nimnar. - Imię powtórzyła magia, powtórzył ogień, powtórzył księżyc… Może to tylko echo szydziło z położenia dziewczyny?
- Nimnar. - Z cienia nie wyłonił się ani księżyc, ani ogień bogów, ani magia, lecz smukła kobieca postać. Klęcząca kapłanka pomyślała, jak zawsze, gdy widziała Elilenę, że przełożona jest piękna. Nie była to jednak ta uroda, która kusiła w mrocznych zaułkach, ani nawet ta, która gościła na królewskim dworze. Elilena ze swoimi złocistymi włosami, lekko powiewającymi nawet wtedy, gdy nie było wiatru, z mądrymi oczami barwy zachmurzonego nieba przypominała Nimnar pradawną boginię.
- Nie bój się.
Nimnar ostrożnie wstała, lekko chwiejąc się na zdrętwiałych nogach, słysząc trzaskanie płomieni błyskających pod sklepieniem.
- Zostałaś wybrana – rzekła ze smutkiem Elilena i zbliżyła się do kapłanki, a wokół niej unosiła się delikatna woń nenufarów. - To zaszczyt.
- To przekleństwo! - odpowiedziała dziewczyna, a ogień syknął ostrzegawczo.
Elilena przysiadła na kamiennym schodku, oddzielającym tę część komnaty, w której kapłanki zwykle wznosiły modły od tej, która była poświęcona Jedynemu.
- Nigdy nie życzyłam ci takiego losu. - Pokręciła głową. - Nawet nie sądziłam, że... to możesz być ty. Jednak najwyraźniej się pomyliłam... To zawsze byłaś ty, Nimnar.
- Nie. Bogowie nie powinni mnie wybierać...
- Nikt ich nigdy nie zrozumie, taki już los bogów. Wymyślają reguły do swojej gry, ale pionki nie zawsze są im posłuszne. To zabawne, nie uważasz? - Przełożona uśmiechnęła się lekko. - Nie bądź im posłuszna, Nimnar. Bogowie myślą wyłącznie o sobie, nie zawahają się przed niczym…
- Ja też się nie zawaham – odpowiedziała kapłanka.
Elilena zaśmiała się przekornie, spod fałd spódnicy wyciągając prostą sakiewkę. Przez chwilę ważyła ją w dłoni, błądząc wzrokiem po komnacie, jakby chciała zapytać każdego kamienia, czy słusznie postępuje, przekazując swój skarb młódce. Dopiero zniecierpliwiony ogień buchnął wyżej płomieniami, ponaglając kobietę.
- To twoja odpowiedź, Nimnar. – Wręczyła dziewczynie sakiewkę i w chwilę później już zniknęła ni to za drzwiami do komnaty, ni to w poświacie księżyca. Wraz z nią odszedł srebrzysty blask, zgasł ogień i umknęła magia, pozostawiając Nimnar w ciemnej i chłodnej sali.
Dziewczyna rozsupłała węzeł i wyciągnęła z sakiewki idealnie okrągły kamień, jasny i zimny, niczym księżyc zawieszony wśród gwiazd, z czarną źrenicą pośrodku - Oko Bogów. Drogocenny kamień, w którym, według legendy, zamknięto moce pierwszych magów, żywioły. Nimnar nie sądziła, iż Oko istnieje naprawdę, było przecież jedynie bajką o pięknych, starych czasach, gdy magia była darem, a nie klątwą.
Huk. To ogień harcował pod sklepieniem. Nie! Ogień odszedł, więc kto? Tupot wielu nóg na kamiennej posadzce, gardłowe okrzyki pełne podniecenia i swąd dymu. Ogień?
Nimnar rozejrzała się wokół, szukając ratunku, ale nie mogła go znaleźć, przecież została sama. Schowała Oko do sakiewki i ukryła ją pod fałdami białej sukni kapłanki. Podbiegła do wyjścia, ale słyszała za nimi huk przewracanych ław i złowróżbny stukot buciorów. Zaryglowała drzwi, tym samym odcinając sobie jedyną drogę ucieczki. Okno było zbyt wąskie, by zdołała się przezeń przecisnąć...
Huk. Trzask wyłamywanych drzwi, krzyki kapłanek i podniesione głosy mężczyzn. Twarze przesłonięte krwawymi maskami. Puste oczy, które już nie patrzyły. Śmiech. Ostry, kujący, wdzierający się do głowy, by odbijać się echem. Skowyt. Nie, to nie zwierz, to człowiek. I łzy.
Nimnar płakała, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy. Zadrżała, gdy ktoś naparł na drzwi do komnaty. Jej wzrok przesunął się po kamiennych ścianach, by spocząć na mlecznobiałym ołtarzu, na którym dawniej składano ofiary bogom, a teraz jedynie układano kwiaty i palono wonne kadzidła. Spojrzała na posadzkę pod nim – to była jej szansa.
Rzuciła się do przodu, omal nie potykając się na kamiennym schodku. Odsunęła ciężką płytę, odsłaniając ciemną dziurę, przypominającą głęboką studnię. Nimnar rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie, siadając na skraju otworu tak, że nogi swobodnie zwisały wzdłuż kamienia. Skoczyła, ocierając się boleśnie biodrem o płytę. Wyciągnęła dłonie do góry, by zasłonić przejście. W tym samym czasie drzwi do komnaty wyleciały z zawiasów z trzaskiem.
Postawny mężczyzna wszedł do sali wolnym, niemal dostojnym krokiem, trzymając dłoń na głowicy miecza przytroczonego do pasa. W półmroku widać było jedynie jasne oczy, gdy omiatał wzrokiem komnatę i łopoczącą pelerynę barwy świeżo przelanej krwi.
Jego wzrok spoczął na dymiącym kadzidle, które, w odróżnieniu od innych, leżało na ziemi, wśród popiołów. Mężczyzna spojrzał nieco dalej, pod ołtarz, gdzie znajdował się śnieżnobiały kwiat – mirt. Roślina kapłanek służących Jedynemu, symbolizująca ich niewinność i łagodność, w tym wypadku jednak przypieczętowała los jednej z nich.
- Kapitanie Damir, nigdzie jej nie ma! - Do komnaty wbiegł młodzieniec o krótkich, ciemnych włosach, typowych dla rycerzy cesarza. On również miał na sobie karmazynową pelerynę, chociaż nie tak piękną, jak jego towarzysz.
- Jest... - mruknął Damir, postępując kilka kroków w stronę ołtarza. - Jest.


*

Życie jest zbyt cenne...
Upadek.
...by je stracić.
Kolejna ostra gałązka smagająca twarz.
Uciekaj!
Nimnar oddychała ciężko, lecz wciąż biegła przed siebie, w ostatniej chwili omijając wyłaniające się z mroku drzewa. Kuło ją w boku, ale wiedziała, że nie może się zatrzymać. Jeszcze nie... Nie teraz! Spódnicę miała podartą, czoło zroszone potem, a policzki czerwone. Dziewczynie brakowało sił, czuła ucisk w piersiach, a gardło drapało od chłodnego, nocnego powietrza, które łapczywie wdychała.
Uciekała od duszącego dymu, wyciskającego łzy z oczu tym, którzy jeszcze nie płakali krwią, od chłodnych murów świątyni, od całego swojego dotychczasowego życia. Stchórzyła.
Kolejny upadek zaskoczył ją piekącym bólem obdartych dłoni i słodkawą wonią wilgotnej ziemi. Odwróciła się na plecy, z trudem łapiąc powietrze i zamarła.
Postawna sylwetka mężczyzny zamajaczyła przed oczami, a w chwilę później kapłanka rozpoznała szkarłatną pelerynę, której tak długo się wystrzegała. Karmazynowi Rycerze. Ludzie oddani cesarzowi, na jego rozkaz wyłapujący mieszańców takich jak Nimnar. Półelfka. Brudnej krwi, skażona. Nie sądziła, że są w okolicy, że szukają mieszańców... Czuła się tak naiwnie bezpieczna!
Mężczyzna pociągnął Nimnar za poobdzieraną ze skóry dłoń tak, że musiała stanąć na nogach. Serce omal nie wyskoczyło z piersi, z trudem nie upadła z powrotem na ziemię. Bała się tego, co ją czeka. Bała się tego, co znała jedynie z opowieści wędrowców – bólu.
Nie zdążyła postąpić kilku kroków, gdy ktoś odepchnął półelfkę na bok i rzucił się na rycerza. Złowróżbna stal błyskała co chwilę w krwawym świetle księżyca, który wyłonił się zza chmur i z wyraźnym trudem przedzierał się przez konary drzew, aż do podszycia.
Metaliczny, słodko-kwaśny zapach krwi przypomniał Nimnar o tym, że nieopodal giną inne kapłanki, które nie miały jak uciec. Giną za nią, bo przecież żadna nie wie, dokąd uciekła półelfka. Jedynie Elilena, lecz ją trudno znaleźć, jeżeli sama tego nie chce. Pewnie teraz sunie po korytarzach, niezauważona przez nikogo. Gdyby Nimnar nie uciekła...
- Uciekaj, głupia!
Co? Półelfka zerwała się na równe nogi, zapominając zupełnie o zmęczeniu. Pobiegła przed siebie, nie bacząc na to, co dzieje się wokół, byle jak najdalej od Karmazynowego Rycerza, jak najdalej od śmierci.
Wpadła w czyjeś ramiona i poczuła zapach dobrze znanych ziół, których nazwy nie mogła sobie przypomnieć. Obrócono ją w prawo i pociągnięto w las.
- Kim jesteś? - Nimnar usiłowała wyrwać rękę z żelaznego uścisku, lecz tajemnicza postać nie pozwalała na to.
- Twoją nadzieją – odparł kobiecy głos.



W końcu mi się udało! Męczyłam się z tym rozdziałem okropnie, pisząc dwa-trzy zdania co jakiś czas. Z tego, co Wam dzisiaj prezentuję jestem w miarę zadowolona. Są lepsze i gorsze momenty, ale ocenianie zostawiam już dla Was. Na pewno nie udałoby mi się tego rozdziału napisać bez Rivy, która zawsze wie, jak  przywrócić mi wenę i zagonić do pisania. Dziękuję, córo Hekate :3 Dziękuję też Nomidzie, bez której w moich tekstach wciąż panoszyłyby się koszmarne błędy. Mam nadzieję, że mnie nie zjecie. 

27 komentarzy:

  1. Jeeeeeeeeeeeeeeej *-*
    Czy tylko ja po przeczytaniu twoich dzieł jestem tak upojona, że nie potrafie napisać zrozumiałego komentarza?
    Jedyne co umiem powiedzieć to to, że kocham twój styl i to opowiadanie <3
    Nimnar wróciła! Radujcie się narody! ^^
    Bridge jest fajna :D Walnęła brata przez lalkę, a on nazwał ją wiedźmą. Lubie wiedźmy xD
    Gryyyyyf *-* Pazur smoka, gryfa i bazyliszka? xD
    Nie wiem czemu, ale od razu polubiłam Radenosa. Nie wiem, może to jakaś moja słabość do magów... Sassan i takie tam xD
    No i oba fragmenty o Nim są cudowne <3 W świątyni genialnie opisałaś magie *-* No i pojawienie się Karmazynowych Rycerzy - strach, płacz i ucieczka...
    I ratunek w lesie! T&G Company xD
    Nadal nie rozumiem dlaczego dzięki mnie masz wene o.O Ale piszesz, więc się raduje <3
    A TERAZ BIERZ SIĘ ZA DRUGI ROZDZIAŁ, BO TEN JEST ZA KRÓTKI! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. No to kolej na mnie ;) Wiesz, że jestem pod wrażeniem, jak kształtuje się Twój styl? Grasz na zmysłach, opisując kształty, kolor, zapachy i niekiedy uczucia bohaterów z tym związane ;)
    Teraz jakoś realniej wypadło wtargnięcie żołnierzy do świątyni, no i już zasygnalizowałaś wisior Nimnar, który poprzednio nosiła, ale nikt nie wiedział, co i jak ;)
    Co do cesarza (cesarza?) to mam już do niego słabość, opisałaś to tak, że niezmiernie go uwielbiam :D
    Nie masz mi za co dziękować! Pisz, pisz! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. o, szybciutko dodałaś nowy rozdział, bardzo fajnie. Oj, super - występuje gryf! Nie wiem czemu, ale wszelkie latające stworki są przeze mnie mile widziane:) Cesarz, jego rozmowa z magiem, oraz uczucia, które przedstawiłaś, ach! Z jednej strony ma władzę, ale nie czuje się silny. No i jest nieszczęśliwy z powodu żony, której nie kocha i... nie ma synalka, a wiadomo jak to zawsze jest - dziedzic tronu musi być! Oj, a kapłanka Nimnar ( dobrze napisałam? ) jej wybór, a także późniejsze wtargnięcie żołnierzy, jej szybka ucieczka w las!

    Ciekawi mnie, kto uratował półelfkę. To bardzo ciekawe, będę czekała na nowy rozdział z niecierpliwością. Zaczynam zachwycać się coraz bardziej Twoim stylem:)

    Pozdrawiam, Katte;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hurrra, nie musiałam zbyt długo czekać ! ;D Bardzo podobają mi się Twoje doskonale dopracowane i działające na wyobraźnię opisy . No i Karmazynowi Rycerze ? Sama nazwa już wywołuje emocje . Do tego cesarz i jego doradca, bardzo ciekawe postacie . Szczególnie ta pierwsza, w sytuacji bez wyjścia, rozdarta . I to cudowne ludowe przysłowie, które ubóstwiam ! Bardzo podoba mi się fabuła Twojego opowiadania, wszystko jest przemyślane i doskonałe . Już zastanawiam się, kim jest ta osoba, która uratowała Nimnar na końcu i jak akcja potoczy się dalej . Życzę weny i gorąco pozdrawiam ;)

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "niebiesko-zielonymi" - jedno oko miała niebieskie, a drugie zielone? Bo to właśnie oznacza napisane przez Ciebie wyrażenie. Mieszankę tych dwóch kolorów zapisujemy jako "niebieskozielone".
      "bezbarwna rezygnacja" - przesadzone, zbyt poetyckie. Nawet, jeśli to podniosła chwila, zbyt wydumane zdania popsują cały efekt.
      Czy to nie dziwne, że kapłanka bogów radzi wybrance, by sprzeciwiała się ich woli? Trochę absurdalne, powiem szczerze. Po co więc została kapłanką? Czemu bogowie do tej pory nie ukrócili jej życia za zniewagę i nieposłuszeństwo? Po co w ogóle ktokolwiek im służy, skoro nie wzbudzają strachu na tyle, by chociaż kapłani podporządkowywali się ich woli? Bezsilni bogowie to martwi bogowie.
      Za często używasz słów "huk" oraz "syk", namnożyło się powtórzeń.
      Rozdział wyszedł trochę chaotyczny, ale mimo wszystko podoba mi się :3 Och, straszliwie rozpaliłaś moją ciekawość. Chcę wiedzieć, w jaki sposób rozpoczniesz wątek z Thoronem i Gretą!

      Usuń
  5. Och, widzę, że historia będzie pisana od nowa, toteż i ja postaram się teraz nadrabiać ją systematycznie. Wcześniej mi się to nie udawało, a bo brak czasu, a bo nauka, a bo tamto i siamto – zawsze była jakaś wymówka, przez co mi niezmiernie głupio. Teraz postanowiłam jednak przeczytać to opowiadanie i nie opuszczać ani jednego rozdziału. A jeśli takowa rzecz znowu się stanie, to sama siebie zdzielę po łepetynie za niedotrzymywanie obietnic – przyrzekam!
    Przechodząc jednakże do historii. Na początku chciałabym rzec, iż przecudny szablon tutaj masz. Miałam taki sam, ale zmieniłam – jest naprawdę prześliczny i od razu przywołuje na myśl dobre fantasy, a to opowiadanie niewątpliwie nią będzie. Zakładki masz bardzo dopracowane – podoba mi się. Najbardziej przypadła mi do gustu zakładka z bogami, ale widzę tam kilka błędów – wypiszę je troszkę poniżej, jako że sama prosiłaś o ich wytykanie. Mapa również jest świetna. Jak ją zrobiłaś? Wygląda niesamowicie. Co prawda nie przeczytałam jeszcze tej zakładki, ale zaraz to zrobię. Sam pomysł ze słowniczkiem bardzo mi się spodobał – wszystko jest tam wyjaśnione i to mnie cieszy. Niby dobrze gdy to zamieszczone jest w tekście, ale moim zdaniem i takie zakładki nie są do końca zbyteczne – niekiedy po prostu istnieją dla przypomnienia. Języka elfów jednakże kompletnie nie rozumiem – niby to inne, niby interesujące, ale po co? Wydaje mi się, że to tylko będzie utrudniało tekst, jeśli zamieścisz jakieś słówko w którymś rozdziale, niby i u mnie niekiedy pojawiają się jakieś wymyślone słówka, ale raczej ograniczam się do kilku, u ciebie jednakże jest tego naprawdę sporo.

    Przejdźmy zatem do błędów w zakładce 'bogowie':
    1. Jednym z najbardziej znanych bóstw jest własnie Jedyny. Bóg miłosierny i sprawiedliwy. Jego wyznawcy nie uznają innych bóstw. – właśnie, literówka. Powtórzenie 'bóstw'.
    2. Często przedstawia się go w postaci gryfa, uosabiającego władzę, miłość, chwałę i sprawiedliwość. – zbędny pierwszy przecinek.
    3. Znajdują się tam wiecznie gorące, smoliste jeziora, buchające parą. – zbędny ostatni przecinek. Nie trzeba tam przecież robić pauzy, buchająca para odnosi się bezpośrednio do tego jeziora.
    4. Murghana czczono na długo zanim pojawiła się wiara w Jedynego. – brakuje przecinka po 'długo', gdyż mamy tam dwa orzeczenia, które trzeba oddzielić. Poza tym bardzo podoba mi się to imię Murghan.
    5. jako bezcielesną istotę stworzoną z kłębów dymu, o hipnotyzujących, czerwonych ślepiach. – zbędne te przecinki.
    6. Zanim pojawiła się wiara w Jedynego istniało wielu bogów. Wiara w nich była szczególnie popularna wśród ubogich ludzi i magów, do których nie docierano z nowymi wierzeniami. – brakuje przecinka po 'Jedynego'. Powtórzenie słowa 'wiara'.
    7. Każdy z nich przywiązywany był do odpowiedniego żywiołu. – może zamiast 'przywiązywany' to 'przypisywany'? Moim zdaniem bardziej pasuje.
    8. Stąd też bogini Fira, uosabiana z ogniem była patronką ogniska domowego, boginią płodności i urodzaju. – dałabym po 'z ogniem' przecinek, ponieważ można to traktować jako wtrącenie.
    9. Oddawano jej hołd poprzez palenie wysuszonych ziół, albo traw. – zbędny przecinek.
    10. Kolejną mityczną boginią jest Khaya, władająca żywiołem wody. – zbyt często zmieniasz czas. Tam mowa jest, że coś było, tutaj, że jest. Niby nie takie rzucające się w oczy, lecz czasami drażniące. Według mnie również tutaj przecinek jest zbędny, choć równie dobrze można zastąpić go myślnikiem.
    11. Czczono ją jako patronkę niewiast, dobrobytu i zdrowia. Wyobrażano ją sobie jako piękną kobietę o jasnych włosach z dzbanem wody w ręku. – niewielkie powtórzenie 'ją'. Naprawdę nie wiem teraz, jak można to zastąpić, ale na pewno jest jakieś słówko, które pozwoliłoby uniknąć takich powtarzających się wyrazów.
    12. Patronem ziemi był Gnull, bóg złodziei, myśliwych i wojny. – o, tutaj dałabym myślnik zamiast pierwszego przecinka. Zdecydowanie korzystniej wygląda.
    13. Często modlono się do niego o szczęśliwą podróż, lub miłość. – zbędny przecinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14. Wznoszono do niego modły, okadzając się różanymi, albo fiołkowymi kadzidłami. – nie pamiętam, czy to zdanie następowało zaraz po numerze 13, ale jeśli tak, to mamy powtórzenie 'do niego'. Drugi przecinek jest zbędny.
      15. Przedstawiano go jako jasnowłosego młodzieńca, albo białego lisa. – przecinek zbędny.


      Kalendarium to kolejny interesujący pomysł, rzadko spotykany, za co chwała Ci, droga Moore. Pojawiło się tam kilka maleńkich błędów:
      1. Tutaj, drogi wędrowcze znajdziesz co ważniejsze daty z historii Eyi. – brakuje przecinka po 'wędrowcze'. Zwracasz się do kogoś, więc przecinek musi to oddzielić.
      2. Chciałbys osadzić przed chwilą przeczytaną opowieść w odpowiednim czasie? – chciałabyś, literówka.
      3. Wszystko zaczęło się wczesną jesienią, roku 942. – zbędny przecinek.
      4. Cesarz Essan Krwawy(829-886) – tutaj zjadło tylko spacje przed nawiasem.
      5. Teraz, drogi wędrowcze zaznajomię cię z najważniejszymi wydarzeniami w dziejach Eyi, a także władców światowej potęgi, Cesarstwa Emmural. – brakuje przecinka po 'wędrowcze'. Jest zła odmiana 'władców', ponieważ zaznajomisz nas (z kim?) z władcami. Światowa potęga opisuje to cesarstwo mam rozumieć? Lepiej wyglądałby tam więc myślnik.
      7. utworzenie związku Karmazynowych Rycerzy przez cesarza Essana – a tutaj zjadło kropeczkę, nie mnie, tylko tobie.

      Przyszedł czas na słownik, który również bardzo przypadł mi do gustu. Tekst jednakże proponowałabym wyjustować, gdyż obecnie niezbyt ładnie wygląda. Nie wiem, czy w pozostałych zakładkach też jest lewostronne rozmieszczenie tekstu, bo je przez przypadek zamknęłam, a internetu już nie mam i czytam na telefonie, a piszę na komputerze, ale jeśli nie ma tam justowania, to też bardzo gorąco polecam. Blog wówczas jest schludniejszy. Proponowałabym również słownik ułożyć alfabetycznie. A teraz błędy:
      1. Wiele jest map Eyi, lecz za najdokładniejszą uważa się tą, wykonaną przez Olmara Leworękiego. – zbędny ostatni przecinek.
      2. osobista armia cesarza. Ich głównym zadaniem jest tępienie mieszańców. Związek ten założony został w roku 856 przez cesarza Essana (829-886). Na początku była ich zaledwie garstka, ale podczas panowania cesarza Ossana (ur. 881) urośli w siłę i stali się niepokonaną armią. – za dużo tego 'cesarza'. Poza tym czy czasem nie 'rośnie się w sile', zamiast 'rośnie w siłę'? Niby taka błahostka, ale warto by sprawdzić, które z tego jest poprawne.
      3. Niegdyś, dla bezpieczeństwa zmieniano Oko w człowieka. – zbędny przecinek.
      4. Mało kto jednak znał tę sztukę i często ponoszono ofiary dlatego zaniechano dalszych prób. – brakuje przecinka po 'ofiary'.
      5. jedna z raz zamieszkujących Eyę. – ras, literówka.
      6. Podobno podczas bitwy z elfami leśnymi, zwaną Upadkiem pod Arsą (rok 883) ujeżdżały dalekich kuzynów Magmarów, Futrki. – brakuje przecinka po tym nawiasie, gdyż traktujemy to jako wtrącenie. Poza tym, że co one robiły? Ujeżdżały? A o cóż tu chodzi? Zamiast ostatniego przecinka dałabym myślnik, bo przypuszczam, że chodzi Ci o nazwę tych Magmarów, czyli właśnie te Futrki, a nie o coś zupełnie innego.
      7. Są duże, mają pięć centymetrów średnicy i przedstawiają postać władcy, jako reszki oraz herb danego państwa jako orła. – zbędny przecinek po 'władcy'.
      8. ( w Saurze używa się każdego rodzaju tych monet) – po co tam spacja po tym pierwszym nawiasie?

      Usuń
    2. 9. używane w tych samych krajach, co złocieńce. – zbędny przecinek.
      10. Mają jasną, bądź zielonkawą cerę i mądre oczy. – zbędny przecinek.
      11. tak naprawdę, nikt nie wie, skąd się wzięli. [...] Nikt tak naprawdę nie wie skąd się wzięli, czy pochodzą z Ery Chaosu, Ery Pustki. – zbędny pierwszy przecinek. Kilka zdań potem masz to samo napisane. W tym drugim natomiast brakuje przecinka przed 'skąd' i chyba ucięło ci drugie 'czy' przed Erą Pustki. Radziłabym ten fragment poprawić, bo niepotrzebnie pisać to samo.


      Teraz zajmijmy się mapą:
      1. Murghan nigdy nie miał swojego ciała chociaż go pożądał. […] Kiedy wiele lat później pojawili się ludzie, Murghan zaczął przejmować ich ciała. – brakuje przecinka po 'swojego ciała', potem powtórzenie 'ciała'.
      2. Urządzano krucjaty, przeganiano mroczne istoty aż w końcu słuch po nich zaginął. – brakuje przecinka po 'istoty'. Nie jestem też pewna, czy krucjaty można urządzać. Chyba jest na to jakieś inne określenie, ale w tym momencie wyleciało mi całkiem z głowy.
      3. Przepływa przez niego Edna, a swój początek w górach biorą: Mua i Kada. – biorą?
      4. Ursagh XVII ma córkę, która dowodzi niewielką armią i za niewielkie pieniądze pomaga cesarzowi. Saur jest niewielkim państewkiem wysuniętym najbardziej na południe i bezpośrednio przylegającym do Pustkowi Śmierci. – powtórzenia 'niewielką-niewielkie-niewielkim'.
      5. Kalurdum jest siedzibą zarówno orków jak i ludzi. – brakuje przecinka po 'orków', bo porównanie paralelne, z tego co się orientuję.
      6. Włada w nim Zurguh, ork silny i zdecydowany. – zamiast przecinka lepiej by to wyglądał myślnik.
      7. Ma trzech synów, słynących ze swoich zdolności kamieniarskich i jedną córkę, kapłankę. – dałabym przecinek po 'kamieniarskich', gdyż można to traktować jako wtrącenie. Ostatni przecinek zbędny, ale na upartego można go zamienić na myślnik.
      8. Kraj jest bogaty - przepływa przez niego Arsa, Mua, Bigoa, Santa oraz Tuna. Na południu kraju znajduje się pasmo górskie zwane Skalnymi Ostrzami. Kraj jest urodzajny i potężny. – powtórzenia 'kraj'.
      9. Panuje tam Emmeraldia ( dawniej Fausta ). – po co te spacje w tych nawiasach?


      Przyszedł czas na prolog:
      1. Kapitanie, człowiek, którego ci dostarczono winny jest podburzania ludu i spiskowania przeciwko Jego Cesarskiej Mości. – brakuje przecinka po 'dostarczono', bo traktujemy to jako wtrącenie.
      2. Wobec tego jawnego pogwałcenia ogólnego prawa rada miasta Sorbahall, na terenie którego działał wiadomy więzień postanowiła, że odpowiednią karą będzie powieszenie skazańca. – brakuje przecinka po 'więzień', gdyż mamy wtrącenie.
      3. Rozkaz ten powinien zostać wykonany niezwłocznie, by uchronić niewinne dusze, w pełni oddane Naszemu Miłościwemu Cesarzowi przed zgorszeniem i pokusą złamania prawa. – zbędny przecinek po 'dusze'.
      4. Jeżeli dojdą mnie słuchy, żeś postąpił inaczej, lub zwlekał z wykonaniem wyroku, możesz być pewien, kapitanie, że wyciągnę odpowiednie konsekwencje. – zbędny przecinek po 'inaczej'.
      5. Obserwował go, dopóki wiecznie nienasycone płomienie nie pochłonęły ostatniej litery, nakreślonej ręką lorda Marida. – ostatni przecinek zbędny.
      6. Kołatanie do drzwi wyrwało Cantrisa z zamyślenia; kilkoma krokami przemierzył komnatę i odsunął zasuwkę, by zobaczyć młodzika z czupryną jak siano i twarzą usianą piegami. Był młody i chciał zdobyć zaszczyty, służąc cesarzowi – skoro młodzik, to wiadomo, że młody, więc niepotrzebnie to powtarzasz. Ten średnik zastąpiłabym raczej myślnikiem.
      7. Ten jednak zawzięcie pokręcił głową i, z trudem łapiąc oddech, powiedział: – po co tam jest ten przecinek po 'i'? Jest całkowicie zbędny, a tylko utrudnia czytanie, bo trzeba robić tam niepotrzebną pauzę.
      8. Chwycił swoją szkarłatną pelerynę i, zarzucając ją na ramiona, już zbiegał za Serinem po krętych schodach. – sytuacja taka sama jak powyżej.

      Usuń
    3. 9. Ze zdenerwowania począł przygładzać swoje przydługie, czarne włosy, które już zaczynały siwieć i, dopiero gdy stanął na dole, splótł dłonie za plecami i ruszył – zbędny przecinek po 'przydługie', o ile mnie pamięć nie myli, to taka kombinacja, czyli opisywanie drugiej rzeczy nie musi być oddzielana. Po tym 'i' jest zbędny przecinek! Bo gdyby tak wyciąć to rzekome wtrącenie, to wychodzi na to, iż splótł ręce za plecami i ruszył, a przecież ruszył dopiero, jak stanął na dole i to jest istotne.
      10. Cała sylwetka więźnia zdawała się błagać o łaskę, której już nikt nie mógł mu udzielić, jedynie do bogów mógł wznosić swe prośby, chociaż nawet oni zdawali się sprzyjać cesarzowi i odwracać swe dumne oblicza od jego wrogów. – łaskę można udzielić? Można chyba ją okazać, o udzielaniu nic nie słyszałam.
      11. Wokół Teo unosił się odór zgnilizny i wilgoci, któremu towarzyszył smród starego moczu i odchodów. – cóż to ta zgnilizna? Może raczej stęchlizna? 'Zgnilizna' tutaj nie pasuje, bo: http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2545816 . No chyba, że właśnie o to ci chodziło.
      12. Bardziej kierując się zapachem niż wzrokiem dotarł do świeżej słomy rzuconej pod ścianą i opadł na nią, wykrzywiając usta w grymasie. – brakuje przecinka po 'wzrokiem'.
      13. Chciało mu się rzygać, więc przechylił się w lewą stronę i doczłapał do kąta, gdzie do zapachów królujących w celi, dodał także smród wymiocin. – ojej, to zdanie brzmi dziwacznie, zwłaszcza przez to 'dodawanie' i 'królowanie'. Określenia nieadekwatne do owej sytuacji.
      14. Otarł spierzchnięte usta dłonią i wrócił na słomę, podciągając kolana do piersi i obejmując nogi skostniałymi dłońmi. – powtórzenie 'dłonią-dłońmi'. To on ma piersi? Nie wiem, może tak się mówi, ale raczej ja bym tutaj dała do klatki piersiowej, ewentualnie do podbródka czy czegoś.
      15. Teo uwierzył, że to co widzi nie jest kolejnym złudzeniem. – po 'to' brakuje przecinka i brakuje go też po 'widzi', bo to wtrącenie. Poza tym zmieniłaś czas z przeszłego na teraźniejszy.
      16. w blasku lampy, którą przyniosła Rakisza, wydawała się być jeszcze bledsza niż zwykle. – sformułowanie 'wydaje się być' jest błędne, jeśli potem występuje przymiotnik. Wydaje się być w zupełności wystarczy. 'Wydaje się być' używamy tylko wtedy, gdy łączymy coś z okolicznikiem miejsca, czyli np. wydawał się być za ścianą. Tylko wtedy.
      17. Egzekucję zaplanowano na poranek, toteż robotnicy uwijali się jak w ukropie, by zdążyć wybudować szubienicę. Konstrukcja już stała, gdy zapiał kur, toteż bez większej zwłoki przyprowadzono skazańca. – powtórzenie 'toteż'. Czemu kur? To jakiś regionalizm?
      18. Niektórzy robili zakłady czy skazaniec złamie sobie kark, czy też będzie się dusił powoli, aż spuchnie mu język, a oczy nienaturalnie się powiększą. – zasada z 'czy' jest trudna, to fakt, ale tutaj raczej powinno być przed pierwszym 'czy' przecinek, ponieważ, z tego co zrozumiałam z przeczytanego artykułu, to przed każdym kolejnym 'czy' przecinek ma być.
      19. Gdy założono pętlę na szyi młodzieńca. na placu zapadła cisza. – przecinek zamiast kropki.
      20. Lord Marid Teilascome, przewodniczący Rady Jego Cesarskiej Mości zjechał na egzekucję na czas – brakuje przecinka po 'Mości', bo traktujemy to jako wtrącenie.
      21. Zdzielono go w brzuch, tak, iż zgiął się w pół - już nie walczył. – zbędny przecinek przed 'tak', tam powinien padać akcent. Poza tym dywiz. Powinnaś użyć pauzy lub półpauzy, ale o tym poniżej.

      Usuń
    4. 22. Na dany przez kata znak, wóz ruszył, pozbawiając skazańca oparcia – zbędny pierwszy przecinek.
      23. Tego dnia nie musiał się kryć ze swym bogactwem, przywdziewając purpurowe szaty, ozdabiane złotem i drogimi kamieniami. – zbędny ostatni przecinek.
      24. Wszystkie wydawały mu się zbyt pospolite, zwyczajne i nudne. – pospolite i zwyczajne to swe synonimy, więc powtarzasz się.
      25. Była drobna, niewysoka, ale piersi pod dopasowaną suknią miała wyjątkowo bujne. – bujne piersi? Chyba się tego tak nie określa, co nie? Może... obfity biust? Niby prostackie, ale chyba lepiej brzmiące niż bujne piersi, bo bujne to mogą być włosy.
      26. Marid nie do końca wiedział czy to przez jej rude loki, czy zielone jak mech czujne oczy, czy przez sercowatą twarz usianą piegami, ale było w niej coś, co go przyciągało. – sprawę z 'czy' już tłumaczyłam.

      A teraz ogólne wrażenie o prologu. Czytałam chyba już każdą Twoją wersję tego opowiadania, w sumie niektórych nie pamiętam aż tak dobrze, ale ta jest najlepsza. Przedstawiłaś nam bardzo interesujące rzeczy, pokazałaś prawdziwy klimat fantasy – skazańcy nieposłuszni królowi, zdrajcy, lochy, zabójstwa, tłum cieszący się z widowisk śmierci. Uwielbiam takie historie. Miałam jednakże wspomnieć coś o dialogach. Są one naturalne i to dobrze, ale zapis ich jest błędny. Otóż dialogi rozpoczynamy pauzą lub półpauzą, a nie dywizem, który służy do łączenia wyrazów takich jak biało-czerwony. Półpauzy czasami masz na końcu wypowiedzi, bo podejrzewam, iż Word je robi, ale na początku nigdy. Wystarczy tylko dwa razy nacisnąć '-' i spację, a wtedy to się połączy. W Wordzie oczywiście, nie wiem, jak jest w innych edytorach lub przeglądarkach.

      Rozdział pierwszy podobał mi się o wiele bardziej niż prolog. Nie było w nim błędów – może z dwa, trzy, ale zupełnie błahe. Coś się wreszcie działo. Te opisy są niesamowite. Twój styl pisania polepszył się, i to bardzo. Historia Nimnar zapowiada się interesująco. Ciekawa jestem, co będzie dalej.

      Pozdrawiam i zapraszam do siebie. [czarna-pelnia]

      Usuń
    5. * 16. w blasku lampy, którą przyniosła Rakisza, wydawała się być jeszcze bledsza niż zwykle. – sformułowanie 'wydaje się być' jest błędne, jeśli potem występuje przymiotnik. Wydaje się być w zupełności wystarczy. 'Wydaje się być' używamy tylko wtedy, gdy łączymy coś z okolicznikiem miejsca, czyli np. wydawał się być za ścianą. Tylko wtedy. ---> Zauważyłam, że z rozpędu napisałam źle. Miało być: Wydaje się w zupełności wystarczy, a nie wydaje się być w zupełności wystarczy.

      Usuń
  6. A więc tak (tak, wiem, zdania nie zaczyna się od więc). Skoro wszystko robię z lekkim opóźnieniem, to i skomentuję ten rozdział z opóźnieniem.
    Pierwszy rozdział był...
    ...
    ...
    ...
    ...
    ...
    ...
    NIESAMOWITY! Aż mi mowę odebrało :D Muszę ci powiedzieć, że kocham, po prostu kocham twoje opisy. Są cudowne, realistyczne, po prostu piękne. Nie to co moje O.o
    Uważam, że idzie ci o wiele lepiej niż w poprzedniej wersji, która swoją drogą i tak była świetna. Cały rozdział przeczytałam w parę minut, aż doszłam do końca i zrobiłam minkę smutnego pieska. Musisz jak najszybciej napisać kolejny, bo tu nie wytrzymam.
    Kocham twój styl. Jest lekki i twoje opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta.
    Czy tylko ja chcę już Thorona? Zakładam, że nie :D
    To ja ci przesyłam cieplutkie pozdrowienia w ten chłodny wieczór i mnóstwa weny życzę!
    [lost--life.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Umarłam ;-;
      Muszę ogarnąć nową szkołę, internat i to wszystko, dopiero wtedy dokończę nowy rozdział, bo już mam mniejsze pół :3

      Usuń
  8. Mam pytanie. Czy te historie potem się jakoś powiążą ze sobą. Jak na razie widzę kilka oddzielnych historii. Ogólne naprawdę dobre. Podoba mi się Twój styl. Jest lekki, przyjemny. Opisówki wychodzą Ci świetnie, chociaż chyba trochę przesadziłaś pisząc ze trzy razy, o tym, że suknie kapłanek są białe. x.x Już się nie mogę doczekać kolejnej notki. Życzę weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Słucham cie, Shauu, knurze? :*

      Usuń
    2. pisz czoś, Twoje opowiadania zawsze dają mi wene twórczą, tak zauważyłam XD ;__;

      Usuń
  10. Hej-hej, ja z pytaniem, czy historia została porzucona, i stąd zastój, czy po prostu brak weny, ale nadal ją kochasz i do niej wrócisz. Bo wiesz, półroczne przeterminowanie na Barze równa się usunięciu ze spisu, stąd moja troska.
    [przy-barze-fantastyki]

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapomniałam dodać - czekam na odpowiedź dziesięć dni, a jak przemilczysz, to będę musiała usunąć stronę ze spisu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wyruszyłam - czekać, knechty <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, jestem Syrin. W ramach tego, że chcę trochę rozpowszechnić swojego bloga 'szlajam się' po blogach innych i oferuję wam dość przyzwoitą ofertę. Mianowicie... nie udaję i nie pisze na początku czegoś w stylu: ,,Super! Fajny blog!"(doceńcie!)
    Tylko grzecznie wygłaszam swoją ofertę. A brzmi ona: Jeśli ty przeczytasz mojego bloga i dodasz komentarz , w którym to udowodnisz, że czytałeś ja zrobię to samo- na bank- w stosunku do twojego bloga. (najwyżej napiszesz jakąś kąśliwą uwagę...dla przypomnienia)Po drugie, jeśli ty zaobserwujesz i skomentujesz ja zrobię to samo, ale tak jak ja, tak i ty musisz komentować(czytać dla cwaniaczków) każdy nowy post.
    Mój blog jest o tematyce FanFiction do Igrzysk Śmierci linkuś: http://igrzyska-25.blogspot.com/
    Z góry sorry za Spam jeśli jest w złym miejscu lub moja oferta cię nie interesuje...
    P.S Możesz usunąć.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przybywam z Baru, by zapytać (ponownie, hehu-heh) o żywotność tejże historii. Na odpowiedź czekam do 14.04.14. Może być tu, na blogu, albo i u nas na Barze.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj,
    niedawno tutaj trafiałam, opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło, podobają się mi takie opowiadania, cała historia mnie wciągnęła i chce po po prostu więcej..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  16. Przybywam z Baru (ponownie), by zapytać o żywotność tejże historii. Na odpowiedź czekam do 30.07.14. Może być tu, na blogu, albo i u nas na Barze.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Nomida zaczarowane-szablony